Zastanawiałam się, jak opowiedzieć ukochanej osobie o miejscach, które zachwyciły i pozostały w sercu na zawsze. Najlepiej zabrać tę osobę w te miejsca :-) Tak też się stało... Widząc jedną z promocji Wizzaira, długo się nie zastanawiając, stałam się posiadaczką dwóch biletów Katowice - Barcelona. To mój trzeci raz w Barcelonie. Bez zastanowienia stwierdzam, że miasto urzeka mnie za każdym razem tak samo. Na lotnisku el Prat lądujemy po 20.00. W automacie kupujemy bilet T10 (uprawniający do 10 przejazdów komunikacją miejską) i pociągiem z lotniska udajemy się do centrum. Po ok. 20 min. na dworcu Sants przesiadamy się w zieloną linię metra, a następnie na placu Espanya w czerwoną linię, po to, by po kilku minutach dotrzeć do placu Universitat. Tam niedaleko jest nasz hotel. Po zameldowaniu się biegniemy do sklepu po jakąś kolację. Jak zwykle, przy każdym moim pobycie w Barcelonie, nieśmiertelne pozostają świeże bagietki z Carrefoura :-) Dzień I Dzień rozpoczynamy od wycieczki do dzielnicy El Carmel, konkretnie na wzgórze Turo de la Rovira, gdzie znajduje się Parc del Guinardo i Bunkers el Carmel. I właśnie ten bunkier jest celem naszej wycieczki. Są to pozostałości po obronie przeciwlotniczej, zbudowane w 1938 r., w czasie wojny domowej w Hiszpanii. Miejsce nie opisywane w przewodnikach (przynajmniej w tym, który posiadam), przez co staje się naprawdę cichym zakątkiem pośród tętniącego życiem miasta. O godzinie 10.00 rano spotkać można jedynie pojedyncze osoby uprawiające jogging lub wyprowadzające psy na spacer. Wzgórze usytuowane jest właściwie w centrum miasta, powodując, że widok jest niesamowity. 360 stopni dookoła Barcelony. Dobry pomysł, by pokazać komuś miasto "w całości", z góry, a potem powoli zagłębiać się w ulice i uliczki. Dostać się tam można na kilka sposobów, my wybieramy dojazd metrem do stacji Alfons X a potem spacerkiem w górę Carrer de Praga, następnie w prawo w Carrer de Vallseca, w lewo w Carrer de Franca, dalej po schodkach w Carrer de Baro de Sant Lluis i w prawo w Carrer de Josep Serrano. Brzmi skomplikowanie, ale w rzeczywistości to przyjemny spacerek. Zwłaszcza, że zaczyna robić się gorąco, słonko co raz mocniej przygrzewa, jest bezchmurne niebo i w ogóle nie podobne do tego, że jest 30 listopad! Po dotarciu do Carrer de Josep Serrano, po prawej stronie dostrzegam duży parking, a następnie droga się kończy i trzeba zacząć się wspinać wąską ścieżyną na wzgórze. Nie sposób zabłądzić, dróżka od tej strony jest jedna i wiedzie do samego bunkra na szczycie. , , , , , Napawamy się widokami, ja próbuję odgadnąć gdzie dokładnie mieszczą się znane mi już miejsca w Barcelonie. Podziwiamy górującą nad miastem Sagradę Familię z jednej strony i kościół na wzgórzu Tibidado z drugiej. Z tego miejsca Tibidado jest na wyciągnięcie ręki. Ze wzgórza schodzimy uliczką Carrer de Muhlberg a następnie w lewo w Carrer del Carmel i docieramy pod główne wejście Parku Guell. W kasie kupujemy bilety po 8 euro i zmierzamy w stronę słynnej ławeczki. Uwielbiam to miejsce, jedynie tłumy turystów robiących sobie selfie zniechęcają. Park został zaprojektowany przez Antonio Gaudiego na życzenie jego przyjaciela Eusebio Guella. Pierwotnie miało to być osiedle dla bogatej burżuazji. Projekt nie został jednak nigdy ukończony. Powstało zaledwie 5 budynków, w tym jeden, w którym mieszkał sam Gaudi. Teraz mieści się tam muzeum artysty. Nie mniej sam park i architektura, w moim odczuciu, jest kwintesencją dzieł Gaudiego. Słynna falista ławeczka wyłożona przepiękną mozaiką jest chyba najdłuższą ławką na świecie :-) Jest także dachem znajdującej się pod spodem Sali Kolumnowej - pawilonu, który miał służyć za targ. 86 filarów, które nie są idealnie proste (ale takie właśnie było zamierzenie architekta) i sklepienia w charakterystyczne dla Gaudiego mozaiki i kształty. , , , , , , Opuszczamy najbardziej zaludnione miejsce i idziemy schodkami w górę parku. Nigdy wcześniej nie miałam okazji spacerować dróżkami samego parku, więc tym chętniej to czynię. Samo wejście do parku jest darmowe, dlatego też przechadzają się tędy Katalończycy, skracając sobie w ten sposób drogę. Wychodzimy z parku tym samym wejściem, którym wchodziliśmy i podążając wzdłuż Carrer de Sardenya dochodzimy pod Sagradę. Po drodze w sklepie kupujemy coś do jedzenia i urządzamy sobie piknik w parku na przeciwko katedry.Potężna bazylika na tle bezchmurnego nieba prezentuje się wspaniale. Nie wchodzimy do środka, kolejki do kas odstraszają, a nie zakupiliśmy wcześniej biletów. Obchodzimy budowlę dookoła. , Dalej idziemy Carrer de Mallorka w stronę dwóch słynnych budowli Gaudiego: Casa Milla i Casa Batllo. Po drodze podziwiamy architekturę miasta. Ktoś kiedyś powiedział, że w Barcelonie nie ma dwóch takich samych kamienic, mogą różnić się między sobą zaledwie drobny szczegółem. Stwierdzam, że jest to możliwe :-) Pod Casa Mila jestem mile zaskoczona. Podczas moim dwóch ostatnich pobytów Barcelonie budynek był w remoncie i cały zakryty rusztowaniami. Teraz odsłonił swoje piękno. La Pedrera czyli Kamieniołom - zwany przez Barcelończyków, wygląda jak potężny blok skalny. Fasada delikatnie pofalowana i balkony, które zdobią kute z żelaza balustrady w kształcie dzikich chaszczy. We wnętrzu kamienicy cały czas mieszkają "zwykli" ludzie. Idąc dalej Passeig de Gracia, po paruset metrach po prawej stronie wznosi się kolejna kamienica zbudowana przez Gaudiego - Casa Batllo. Charakterystyczna fasada w kolorze niebieskim, balkony w kształcie czaszek i dach przypominający grzbiet dinozaura zwracają uwagę. Bilet do zwiedzania wnętrza kosztuje 21,50 euro, byłam tam ostatnim razem, więc teraz sobie darowałam. Ale warto. Dostaje się audio guide`a, pilot z ekranem i ze słuchawkami na uszach ogląda się kamienicę w środku. Największe wrażenie robi klatka schodowa w kolorze niebieskim i dach ze zdobieniami z kolorowej mozaiki. We wnętrzu nie ma mebli, ale dzięki pilotowi można zobaczyć jak wyglądało to wszystko kiedyś. , , , , , Słońce zaczyna powoli zachodzić, robi się chłodniej. Przechodząc przez plac Catalunya idziemy do hotelu po cieplejsze swetry. Cel na wieczór: La Rambla, pomnik Kolumba i molo. , , W drodze powrotnej przysiadamy na Placa Reial w dzielnicy gotyckiej na przepysznej Sangrii. Dzień II Korzystając z cudownej pogody i słonka postanawiamy poszwędać się po plaży. Dojeżdżamy metrem do stacji Ciutadella Vila Olimpica i idziemy w stronę morza. Spacerując wzdłuż plaży docieramy do dzielnicy Barceloneta. Od początku istnienia była to dzielnica rybaków i marynarzy i nie najlepszej reputacji. Dopiero w 1992 r. została przebudowana na potrzeby Igrzysk Olimpijskich, pojawiły się tam budynki mieszkalne dla bardziej zamożnego społeczeństwa. Tam też znajduje się słynna plaża Barceloneta. , , , Wsiadamy w metro na stacji Barceloneta i jedziemy na Maria Cristina pod najsłynniejszy stadion na świecie Camp Nou. Stadion wewnątrz miałam okazję zwiedzić podczas pierwszego mojego pobytu, teraz tylko pstrykamy kilka fotek, kupujemy szalik słynnego klubu i jedziemy na plac Espanya. Kolejne miejsce, w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia - wzgórze Montjuic z Magiczną Fontanną i Muzeum Narodowym Sztuki Katalońskiej. Zarówno budynek jak fontanna zostały zbudowane na potrzeby wystawy światowej, która odbyła się w Barcelonie w 1929 r. (zresztą inne, nie mniej efektowne budowle zostały zbudowane na tę samą okazję, np. pomnik Kolumba czy Łuk Triumfalny). Z racji tego, że odwiedzam Barcelonę zazwyczaj późną jesienią lub zimą, nie mam szczęścia do obejrzenia pokazu Magic Fountain. W okresie zimowym pokazy są tylko w piątki i w soboty od 19.00 do 20.30 (4 pokazy co pół godziny). , , , , Idziemy "na tyły" budynku muzeum i ruchomymi schodkami wjeżdżamy na szczyt wzgórza Montjuic. Spacerując główną ulicą oglądamy Stadion Olimpijski (wejście darmowe) a potem wchodzimy do jednego z wielu ogrodów usytuowanych na zboczy wzgórza. Mijamy Fundacje Joan Miro i dalej podążamy Avenue Miramar do stacji kolejki Funicular. Mam plan zjechania kolejką ze wzgórza do stacji Paral - lel, niestety jak to bywa poza sezonem, kolejka jest w remoncie :-) Wsiadamy w autobus i docieramy z powrotem do centrum. Wieczór spędzamy w Barri Gotic. To dzielnica, gdzie można poczuć klimat średniowiecznej Barcelony. Uwielbiam to miejsce. Wąskie uliczki, zabytki z czasów rzymskich, kostka brukowa, zwłaszcza wieczorem, wszystko to razem wzięte prezentuje się pięknie.Warto zgubić się w ciasnych zakamarkach po to tylko, by móc się odnaleźć przy jednej z głównej ulic, gdzie sprzedawcy mają swoje sklepiki z pamiątkami, lub przy którymś z barów, gdzie serwują tapas i przepyszne wino :-) , , , , , Dzień III Ostatni dzień zaczynamy od spaceru po Parc de la Ciutadella. Dojeżdżamy metrem do stacji przy Łuku Triumfalnym. Park jest kolejnym miejscem, żeby uciec od zgiełku miasta. Gdzieniegdzie grupy młodych Katalończyków (no i turystów też) zalegają gdzieś na trawie wystawiając buzie do słońca. , , Udajemy się w kierunku plaży, po to, żeby wypić najpyszniejszą sangrię na świecie!! Dalej w Port Vell podziwiamy olbrzymie jachty i inne jednostki pływające po Morzu Śródziemnym :-) Nasze wędrówki po Barcelonie kończymy w Barri Gotic na pysznej paelli z owocami morza. , , , Czas wracać do domu, szkoda, bo zawsze będąc tutaj czuję niedosyt. Ilekroć odwiedzam to miasto w pamięci mam słońce, radość i życzliwych Katalończyków. Dochodzę do wniosku, że mogłabym tu zamieszkać!
To mój trzeci raz w Barcelonie. Bez zastanowienia stwierdzam, że miasto urzeka mnie za każdym razem tak samo.
Na lotnisku el Prat lądujemy po 20.00. W automacie kupujemy bilet T10 (uprawniający do 10 przejazdów komunikacją miejską) i pociągiem z lotniska udajemy się do centrum. Po ok. 20 min. na dworcu Sants przesiadamy się w zieloną linię metra, a następnie na placu Espanya w czerwoną linię, po to, by po kilku minutach dotrzeć do placu Universitat. Tam niedaleko jest nasz hotel. Po zameldowaniu się biegniemy do sklepu po jakąś kolację. Jak zwykle, przy każdym moim pobycie w Barcelonie, nieśmiertelne pozostają świeże bagietki z Carrefoura :-)
Dzień I
Dzień rozpoczynamy od wycieczki do dzielnicy El Carmel, konkretnie na wzgórze Turo de la Rovira, gdzie znajduje się Parc del Guinardo i Bunkers el Carmel. I właśnie ten bunkier jest celem naszej wycieczki. Są to pozostałości po obronie przeciwlotniczej, zbudowane w 1938 r., w czasie wojny domowej w Hiszpanii. Miejsce nie opisywane w przewodnikach (przynajmniej w tym, który posiadam), przez co staje się naprawdę cichym zakątkiem pośród tętniącego życiem miasta. O godzinie 10.00 rano spotkać można jedynie pojedyncze osoby uprawiające jogging lub wyprowadzające psy na spacer.
Wzgórze usytuowane jest właściwie w centrum miasta, powodując, że widok jest niesamowity. 360 stopni dookoła Barcelony. Dobry pomysł, by pokazać komuś miasto "w całości", z góry, a potem powoli zagłębiać się w ulice i uliczki. Dostać się tam można na kilka sposobów, my wybieramy dojazd metrem do stacji Alfons X a potem spacerkiem w górę Carrer de Praga, następnie w prawo w Carrer de Vallseca, w lewo w Carrer de Franca, dalej po schodkach w Carrer de Baro de Sant Lluis i w prawo w Carrer de Josep Serrano. Brzmi skomplikowanie, ale w rzeczywistości to przyjemny spacerek.
Zwłaszcza, że zaczyna robić się gorąco, słonko co raz mocniej przygrzewa, jest bezchmurne niebo i w ogóle nie podobne do tego, że jest 30 listopad!
Po dotarciu do Carrer de Josep Serrano, po prawej stronie dostrzegam duży parking, a następnie droga się kończy i trzeba zacząć się wspinać wąską ścieżyną na wzgórze. Nie sposób zabłądzić, dróżka od tej strony jest jedna i wiedzie do samego bunkra na szczycie.
Napawamy się widokami, ja próbuję odgadnąć gdzie dokładnie mieszczą się znane mi już miejsca w Barcelonie. Podziwiamy górującą nad miastem Sagradę Familię z jednej strony i kościół na wzgórzu Tibidado z drugiej. Z tego miejsca Tibidado jest na wyciągnięcie ręki. Ze wzgórza schodzimy uliczką Carrer de Muhlberg a następnie w lewo w Carrer del Carmel i docieramy pod główne wejście Parku Guell. W kasie kupujemy bilety po 8 euro i zmierzamy w stronę słynnej ławeczki. Uwielbiam to miejsce, jedynie tłumy turystów robiących sobie selfie zniechęcają.
Park został zaprojektowany przez Antonio Gaudiego na życzenie jego przyjaciela Eusebio Guella. Pierwotnie miało to być osiedle dla bogatej burżuazji. Projekt nie został jednak nigdy ukończony. Powstało zaledwie 5 budynków, w tym jeden, w którym mieszkał sam Gaudi. Teraz mieści się tam muzeum artysty. Nie mniej sam park i architektura, w moim odczuciu, jest kwintesencją dzieł Gaudiego.
Słynna falista ławeczka wyłożona przepiękną mozaiką jest chyba najdłuższą ławką na świecie :-) Jest także dachem znajdującej się pod spodem Sali Kolumnowej - pawilonu, który miał służyć za targ. 86 filarów, które nie są idealnie proste (ale takie właśnie było zamierzenie architekta) i sklepienia w charakterystyczne dla Gaudiego mozaiki i kształty.
Opuszczamy najbardziej zaludnione miejsce i idziemy schodkami w górę parku. Nigdy wcześniej nie miałam okazji spacerować dróżkami samego parku, więc tym chętniej to czynię. Samo wejście do parku jest darmowe, dlatego też przechadzają się tędy Katalończycy, skracając sobie w ten sposób drogę.
Wychodzimy z parku tym samym wejściem, którym wchodziliśmy i podążając wzdłuż Carrer de Sardenya dochodzimy pod Sagradę. Po drodze w sklepie kupujemy coś do jedzenia i urządzamy sobie piknik w parku na przeciwko katedry.Potężna bazylika na tle bezchmurnego nieba prezentuje się wspaniale. Nie wchodzimy do środka, kolejki do kas odstraszają, a nie zakupiliśmy wcześniej biletów. Obchodzimy budowlę dookoła.
Dalej idziemy Carrer de Mallorka w stronę dwóch słynnych budowli Gaudiego: Casa Milla i Casa Batllo. Po drodze podziwiamy architekturę miasta. Ktoś kiedyś powiedział, że w Barcelonie nie ma dwóch takich samych kamienic, mogą różnić się między sobą zaledwie drobny szczegółem. Stwierdzam, że jest to możliwe :-) Pod Casa Mila jestem mile zaskoczona. Podczas moim dwóch ostatnich pobytów Barcelonie budynek był w remoncie i cały zakryty rusztowaniami. Teraz odsłonił swoje piękno. La Pedrera czyli Kamieniołom - zwany przez Barcelończyków, wygląda jak potężny blok skalny. Fasada delikatnie pofalowana i balkony, które zdobią kute z żelaza balustrady w kształcie dzikich chaszczy. We wnętrzu kamienicy cały czas mieszkają "zwykli" ludzie.
Idąc dalej Passeig de Gracia, po paruset metrach po prawej stronie wznosi się kolejna kamienica zbudowana przez Gaudiego - Casa Batllo. Charakterystyczna fasada w kolorze niebieskim, balkony w kształcie czaszek i dach przypominający grzbiet dinozaura zwracają uwagę. Bilet do zwiedzania wnętrza kosztuje 21,50 euro, byłam tam ostatnim razem, więc teraz sobie darowałam. Ale warto. Dostaje się audio guide`a, pilot z ekranem i ze słuchawkami na uszach ogląda się kamienicę w środku. Największe wrażenie robi klatka schodowa w kolorze niebieskim i dach ze zdobieniami z kolorowej mozaiki. We wnętrzu nie ma mebli, ale dzięki pilotowi można zobaczyć jak wyglądało to wszystko kiedyś.
Słońce zaczyna powoli zachodzić, robi się chłodniej. Przechodząc przez plac Catalunya idziemy do hotelu po cieplejsze swetry. Cel na wieczór: La Rambla, pomnik Kolumba i molo.
W drodze powrotnej przysiadamy na Placa Reial w dzielnicy gotyckiej na przepysznej Sangrii.
Dzień II
Korzystając z cudownej pogody i słonka postanawiamy poszwędać się po plaży. Dojeżdżamy metrem do stacji Ciutadella Vila Olimpica i idziemy w stronę morza. Spacerując wzdłuż plaży docieramy do dzielnicy Barceloneta. Od początku istnienia była to dzielnica rybaków i marynarzy i nie najlepszej reputacji. Dopiero w 1992 r. została przebudowana na potrzeby Igrzysk Olimpijskich, pojawiły się tam budynki mieszkalne dla bardziej zamożnego społeczeństwa. Tam też znajduje się słynna plaża Barceloneta.
Wsiadamy w metro na stacji Barceloneta i jedziemy na Maria Cristina pod najsłynniejszy stadion na świecie Camp Nou. Stadion wewnątrz miałam okazję zwiedzić podczas pierwszego mojego pobytu, teraz tylko pstrykamy kilka fotek, kupujemy szalik słynnego klubu i jedziemy na plac Espanya.
Kolejne miejsce, w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia - wzgórze Montjuic z Magiczną Fontanną i Muzeum Narodowym Sztuki Katalońskiej. Zarówno budynek jak fontanna zostały zbudowane na potrzeby wystawy światowej, która odbyła się w Barcelonie w 1929 r. (zresztą inne, nie mniej efektowne budowle zostały zbudowane na tę samą okazję, np. pomnik Kolumba czy Łuk Triumfalny). Z racji tego, że odwiedzam Barcelonę zazwyczaj późną jesienią lub zimą, nie mam szczęścia do obejrzenia pokazu Magic Fountain. W okresie zimowym pokazy są tylko w piątki i w soboty od 19.00 do 20.30 (4 pokazy co pół godziny).
Idziemy "na tyły" budynku muzeum i ruchomymi schodkami wjeżdżamy na szczyt wzgórza Montjuic. Spacerując główną ulicą oglądamy Stadion Olimpijski (wejście darmowe) a potem wchodzimy do jednego z wielu ogrodów usytuowanych na zboczy wzgórza. Mijamy Fundacje Joan Miro i dalej podążamy Avenue Miramar do stacji kolejki Funicular. Mam plan zjechania kolejką ze wzgórza do stacji Paral - lel, niestety jak to bywa poza sezonem, kolejka jest w remoncie :-) Wsiadamy w autobus i docieramy z powrotem do centrum. Wieczór spędzamy w Barri Gotic. To dzielnica, gdzie można poczuć klimat średniowiecznej Barcelony. Uwielbiam to miejsce. Wąskie uliczki, zabytki z czasów rzymskich, kostka brukowa, zwłaszcza wieczorem, wszystko to razem wzięte prezentuje się pięknie.Warto zgubić się w ciasnych zakamarkach po to tylko, by móc się odnaleźć przy jednej z głównej ulic, gdzie sprzedawcy mają swoje sklepiki z pamiątkami, lub przy którymś z barów, gdzie serwują tapas i przepyszne wino :-)
Dzień III
Ostatni dzień zaczynamy od spaceru po Parc de la Ciutadella. Dojeżdżamy metrem do stacji przy Łuku Triumfalnym. Park jest kolejnym miejscem, żeby uciec od zgiełku miasta. Gdzieniegdzie grupy młodych Katalończyków (no i turystów też) zalegają gdzieś na trawie wystawiając buzie do słońca.
Udajemy się w kierunku plaży, po to, żeby wypić najpyszniejszą sangrię na świecie!!
Dalej w Port Vell podziwiamy olbrzymie jachty i inne jednostki pływające po Morzu Śródziemnym :-)
Nasze wędrówki po Barcelonie kończymy w Barri Gotic na pysznej paelli z owocami morza.
Czas wracać do domu, szkoda, bo zawsze będąc tutaj czuję niedosyt.
Ilekroć odwiedzam to miasto w pamięci mam słońce, radość i życzliwych Katalończyków.
Dochodzę do wniosku, że mogłabym tu zamieszkać!