+5
ginger83 4 października 2016 19:16


Pomysł na Santorini zrodził się kilka miesięcy temu,kiedy zobaczyłam zdjęcia typowych białych domków z niebieskimi kopułami zawieszonymi na zboczu klifu. Wizytówka Grecji - można by rzec - a jednak ten znany obrazek to typowy "landszaft", charakterystyczny tylko dla Santorini.
I zapragnęłam zobaczyć to na własne oczy.
Kilka kliknięć myszką i znajduję loty w przystępnej cenie liniami Aegean Airlines. Kraków - Santorini z krótką przesiadką w Atenach. Lecimy w drugiej połowie września. Witaj przygodo!
Parę słów wyjaśnienia: Santorini to mały archipelag 5 wysp z największą - Thirą - na czele. Kiedyś była to jedna okrągła wyspa, ale w wyniku silnej erupcji wulkanu została zatopiona i powstała jedna z największych na świecie kalder. To co pozostało z wyspy to jedynie jej boczne fragmenty. W środku - Nea Kameni - wysepka z kraterem wulkanu, obok Palea Kameni, nieco powyżej Thirasia i najmniejsza Aspronisi.
Podobno wybuch wulkanu był tak silny, że tsunami, które powstało dotarło do wybrzeży oddalonej o 100 km na południe Krety. Jedna z hipotez mówi nawet, że Santorini mogła być mityczną Atlantydą.
Wyspa jest jedyną w swoim rodzaju i jak na moją pierwszą przygodę z Grecją, zachwyciła mnie ogromnie.
Widoki powalają. Mimo, że widziałam przed wylotem tysiące zdjęć i wydawałoby się, że wiem jak to wszystko wygląda, to gdy stanęłam na kalderze oniemiałam z zachwytu. Skupisko białych domków, ciasno osadzonych na szczytach, pięknie kontrastujących z atramentem morza i błękitem nieba - kładzie na łopatki :O) .







Ale ostrzegam wszystkich , którzy chcą spędzić czas w miejscowościach zlokalizowanych na kalderze - muszą wziąć gruby portfel i uzbroić się w cierpliwość...do niezliczonej ilości turystów. Tak, ludzi tam w bród - nic dziwnego - widoki są niesamowite a turystyka jest podstawą utrzymania się mieszkańców. Ze względu na rozmiar, ukształtowanie i pochodzenie wyspy, rolnictwo tam prawie nie istnieje. Jedynie w dużych ilościach uprawiana jest winorośl, z której powstaje lokalne wino.



KALIMERA Fira ...
...czyli Dzień Dobry Fira. To największe miasto i zarazem "stolica" wyspy. Spędzamy tam 3 dni. Trzy intensywne dni w zgiełku i hałasie :O) . Jest tu wszystko: sklepy, restauracje, tawerny, dworzec autobusowy, wypożyczalnie aut i quadów, pasaż handlowy, deptak, hotele i nawet camping. Bardzo szybko można tu stracić wszystkie pieniądze :O) . Wystawy sklepowe zachęcają, pamiątki przyciągają, a zapachy z tawern kuszą. Po przejściu labiryntu ciasnych uliczek, ukazuje się zapierający dech widok kaldery...robi się jakby ciszej, choć ludzi nie jest wcale mniej.













Aby nasycić oczy pięknymi widokami i zatrzymać je na dłużej, wybieramy się na "spacer" z Firy do Oia (czyt.: Ia ).


Nasza trasa spaceru :)

Szlak biegnie wzdłuż kaldery. Poza widokami granatowego morza i sąsiednich wysp, nie mogę oderwać oczu od luksusowych hoteli z basenami, białych domków i kościółków z niebieskimi dachami. Przechodzimy przez całą Firę, dalej Firostefani i Imerovigli. Za Imerovigli kończą się zabudowania i ścieżka staje się bardziej kamienista, żar leje się z nieba, kończą się nam zapasy wody a jaszczurki uciekają spod nóg.



















Po kilku godzinach spaceru docieramy do Oia. Miasteczko jest najczęściej fotografowane do wszelkiego rodzaju folderów turystycznych reklamujących Grecję. Nieskazitelnie białe domy, niebieskie kopuły kościołów, granat morza i błękit nieba. Jeżeli kolor biały może być bardziej bielszy, to właśnie tu :-) Układ budynków zaprojektowanych chyba przez artystów, z dbałością o każdy szczegół.
Głodni i zmęczeni siadamy w jednej z setek restauracji na kalderze i zamawiamy obiad. Płacimy dużo za dużo, ale co tam, pewnie tylko raz w życiu będziemy jedli w takich okolicznościach przyrody :-) Krewetki i ośmiornica pyszne, mousaka i wino - palce lizać.















Oia - dlaczego ludzie klaszczą gdy zachodzi słońce?
To fenomen na skale światową. Bo niby czemu tak bardzo osławiony zachód słońca w Oia ma być lepszy od tego oglądanego w Firze, czy w jakimkolwiek innym miejscy na kalderze? Doszliśmy do wniosku, że tylko tam słońce chowa się bezpośrednio do morza. W każdym innym miejscu schowa się albo za wulkan, albo za inna wysepkę. Ech... tyle szumu, a przecież ten "spektakl" tak czy siak jest piękny.W Oia tłumy ludzi rezerwują sobie "najlepsze" miejscówki już na 2 godziny przed zachodem! Naprawdę, nie wierzyłam dopóki nie zobaczyłam.





Tu dla przykładu zachód z Firy. Jakże piękny bo oglądany prawie w samotności :O) .





Naturalne zjawisko - zachód słońca - stało się atrakcją turystyczną, za którą ludzie z całego świata słono płacą. Każda agencja turystyczna ma w swojej ofercie rejs statkiem o zachodzie - romantyzm pełną gębą :O) . Widok cudny to fakt. Ale lepiej znaleźć inne zaciszne miejsce, których tam pełno. Albo po drugiej stronie wyspy wstać rano i podziwiać równie urzekający wschód słońca, ot co.

Będąc w Firze warto udać się do starego portu. Można to zrobić kolejką, po schodkach lub na osiołku. Opcja z osiołkiem zupełnie odpadła. To tak przesłodkie stworzenia. Wybieramy zejście po schodach - uwaga na "miny" osiołkowe :O) ( droga nie jest polecana dla osób wrażliwych na zapachy :O) ) poza tym zabawa przednia. Schodów jest ponad 500 więc trochę to trwa.







Błogi spokój w Perissie - chwilo trwaj!
Kolejne 4 dni spędzamy po wschodniej stronie wyspy. Perissa i Perivolos - idealne miejscowości na słodkie lenistwo. Jakie miłe zaskoczenie, w porównaniu z Firą tu prawie nie ma ludzi! Po sezonie czy jak ??? Szerokie plaże - puste, ciepła woda w morzu, drink z parasolką i porcja krewetek... ja tu zostaję! Ceny o połowę niższe, pyszne jedzonko w tawernach tuż przy plaży. Dlaczego wszyscy się tłoczą na kalderze, kiedy tu tak pięknie ??? Nieważne, lepiej dla nas :O) .
Piasek na plaży zawdzięcza swój czarny kolor pochodzeniu wulkanicznemu ( w końcu cała wyspa to wciąż wulkan ) i niesamowicie prezentuje się ze skałą Messa Vuono w tle. Skała ta oddziela Perissę od Kamari a na jej szczycie znajdują się ruiny starożytnej Thery.









Nie spać, zwiedzać!
Kolejnego dnia wypożyczamy samochód i jedziemy zobaczyć pozostałe zakątki wyspy. Zaczynamy od miejscowości Vlichada na południu. Jest tam port i plaża z nietypowymi formacjami skalnymi.



Dalej jedziemy do Akrotiri - starożytnego miasta , które zostało zniszczone (a właściwie zasypane popiołem i pumeksem) przez wybuch wulkanu. Od muzeum archeologicznego biegnie łagodna droga w dół w stronę morza. Tam znajduje się Czerwona Plaża. Nazwa pochodzi od koloru skał ją otaczających. Kawałek dalej jest Biała Plaża, ale tam można dostać się jedynie łódką-taxi za 5 euro. Mało tego, łódka nie przypływa bezpośrednio na plażę, tylko te kilkadziesiąt metrów trzeba przepłynąć samemu. Nie mamy żadnych pokrowców wodoodpornych,żeby schować aparaty więc sobie darujemy. Przez chwilę jeszcze podziwiamy okolicę i jedziemy dalej.





Kolejny cel to najwyższa góra na wyspie - Profitis Ilias (567m n.p.m.) czyli z gr. Prorok Eliasz. Na samym szczycie znajduje się klasztor, baza wojskowa oraz maszty i anteny greckiego radia i telewizji. Klasztor jest zamieszkany przez mnichów, którzy prowadzą muzeum. Ze szczytu można podziwiać całą panoramę wyspy.







U podnóża góry znajduje się niewielkie, ale za to bardzo urokliwe miasto Pyrgos. Przystajemy tu na moment w drodze powrotnej. Moment okazał się nieco dłuższą chwilą, gdyż w miasteczku panuje iście sielankowy nastrój. Wąskie uliczki, malutkie kościoły i tradycyjne domy tworzą niezapomnianą atmosferę.













Ostatnie dni spędzamy na plażowaniu i leniuchowaniu. Jednak ileż można leżeć ? :O) Została jeszcze ta tajemnicza skała, na którą codziennie patrzymy - Messa Vuono. Po środku niej, jakby wklejony, mały biały kościółek. Czy można się tam dostać? Pewnie,że tak. Idąc szlakiem do starożytnej Thery odbija się w prawo, parę minut wąską, kamienistą ścieżką i jest!...kościółek w skale...


Kościółek w skale


Dotarliśmy pod same drzwi :)

Do ruin na szczycie też dotarliśmy, ale był poniedziałek (jedyny dzień tygodnia, w którym Ancient Thera jest zamknięta). Ale znowu widoki...z jednej strony na Perissę z drugiej na Kamari. I niech mi ktoś powie, że tu nie ma co robić...









Wyspa tak niewielka, że można by ją przejść piechotą. To była moja pierwsza przygoda z Grecją, ale na pewno nie ostatnia. Miasteczka jak z bajki, biało-niebieskie domy, przyjaźni Grecy, słońce, plaża, morze i tzatziki :O) . Naładowaliśmy baterie przed zimą.
...A może by tak zająć się hodowlą osiołków w jakimś pięknym zakątku Grecji? :-)







Dodaj Komentarz

Komentarze (3)

kia-80 12 października 2016 11:40 Odpowiedz
Tak, Grecję kocha się od pierwszego wejrzenia ;) Coś o tym wiem. Gdybyś potrzebowała kogoś do pomocy przy tych osłach, to daj znak. Bardzo chętnie zmienię profesję. SIGA, SIGA ;)))
katewisienka 30 marca 2018 20:54 Odpowiedz
No dobra, Portugalię i Maroko widziałam wcześniej, ale Twoje Santorini stanie się dla mnie małym przewodnikiem... Właśnie robię przygotówkę do majowego wypadu :) pozdrawiam
ginger83 31 marca 2018 11:18 Odpowiedz
Super! Życzę wielu wrażeń!! ;-) i dodam, że wg "Twojej Krety" ja planuję swój czerwcowy wypadzik tam ;)