0
ginger83 5 maja 2019 22:20


Po dwóch latach powróciliśmy na Sycylię… Będąc tu za pierwszym razem skupiliśmy się głównie na zachodniej części wyspy. Wypożyczonym autem zrobiliśmy sobie tylko kilkudniowy wypad na wschód, z zamiarem zobaczenia najciekawszych miejsc, ale skończyło się jedynie na wejściu na Etnę i odwiedzeniu miasteczka Savoca. Bardziej szczegółowa relacja tu: https://ginger83.fly4free.pl/blog/2162/sycylia-zar-tropikow-w-cieniu-etny/
Obiecaliśmy sobie wtedy, że wrócimy tu w trochę chłodniejszych miesiącach i dokończymy to, co zaczęliśmy…
Zimowe loty w takie wakacyjne miejsca są stosunkowo tanie więc długo się nie zastanawiając podjęłam decyzję że w tym roku swoje urodziny będę świętować na słonecznej, pachnącej pomarańczami Sycylii.
Bazę wypadową zrobiliśmy sobie w Katanii. Początkowo mieliśmy w planie wypożyczyć auto jak ostatnio, ale po przeanalizowaniu miejsc, jakie chcieliśmy zobaczyć, bardziej budżetową opcją okazał się pociąg i autobus. Miasta są bardzo dobrze skomunikowane, więc nie ma problemu z podróżowaniem, a rozkłady jazdy dostępne są na stronie https://www.trenitalia.com/en.html, lub w przypadku autobusów http://www.etnatrasporti.it/ (z tych korzystaliśmy).
W pierwszy wieczór szwędamy się trochę po okolicy czyli po ścisłym centrum, bo nocleg mamy na via Etnea – chyba najsłynniejszej ulicy w Katanii. Szybko ogarniamy gdzie co jest i idziemy na duuuużą pizzę.
Zupełnie przez przypadek i całkiem nieświadomie stajemy się uczestnikami uroczystości obchodzonych na cześć św. Agaty – patronki miasta. Zgłębiłam temat i się okazało, że faktycznie znaleźliśmy się na Sycylii w czasie wielkiej fiesty. Co prawda główne uroczystości odbywają się od 3 – 5 lutego (nas już tu nie będzie), ale miasto świętuje już na tydzień przed. Ulice wieczorami rozświetlają dekoracje, wszędzie pełno straganów ze słodyczami m.in. orzechy, bakalie, karmelizowane owoce, ciasta, ciasteczka, żelki i inne słodkości. To bardzo wielkie święto dla całej Sycylii, można je porównać do Wielkiego Tygodnia w Sewilli czy Corpus Christi w Peru…





Co wieczór odbywają się pochody ulicami Katanii. Mężczyźni niosą na plecach tzw. le candelore – olbrzymie, ciężkie konstrukcje pozłacane i kiczowato dekorowane lampkami, chorągiewkami i figurkami.



Świąteczną atmosferę daje się wyczuć na odległość, wizerunki św. Agaty można spotkać niemal na każdym kroku. Jak widać jest to bardzo ważna postać dla Katańczyków, zresztą Włosi ogólnie są dość wierzącym narodem a tego typu uroczystości odbywają się chyba wszędzie z wielką pompą. A czemu akurat św. Agata? Otóż: urodziła się i zmarła w Katanii w wieku 16 lat śmiercią męczeńską… Gdy zaczęło się prześladowanie chrześcijan ją jako pierwszą postawiono przed sądem i skazano na tortury podczas których obcięto jej piersi. Wtedy nastąpiło niespodziewane trzęsienie ziemi, które to oprawcy Agaty uznali za karę bożą. Ostatecznie Agata zmarła rzucona na rozżarzone węgle a jej ciało zostało pogrzebane przez chrześcijan poza miastem. W rok po jej śmierci nastąpił wielki wybuch Etny, jednak spływająca lawa nie zalała miasta tylko zatrzymała się tuż przed nim. Sądzono, że to wstawiennictwo św. Agaty i od tego czasu jej kult czczony jest po dziś dzień. Jako patronka miasta chroni przesz żywiołami, zwłaszcza przed ogniem i trzęsieniami ziemi. Ot tyle historii…
...my wtapiamy się w tłum na głównym placu pod katedrą św. Agaty i idziemy kawałek razem z procesją…



NOTO

Śledząc nieustannie pogodę dla wschodniej Sycylii, pierwszy pełny dzień naszego pobytu miał być najgorszy. No to żeby uciec przed deszczem jedziemy do Noto ;-)
To urocze miasteczko z barokową architekturą uchodzącą za jedno z najpiękniejszych sycylijskich miasteczek. Wsiadamy w pociąg na „centralnym” w Katanii i po krótkiej przesiadce w Syrakuzach docieramy do Noto. Od dworca do ścisłego historycznego centrum jest jakiś kilometr więc nieśpiesznym krokiem idziemy sobie oglądając okolicę. Żadnych ludzi, miasto wymarłe…
Docieramy do głównej ulicy Corso Vittorio Emanuele II, pod bramę Porta Reale, postawioną na wzór rzymskiego łuku triumfalnego.


Porta Reale


ulica Vittorio Emanuele II

Przy tejże ulicy znajdują się najsłynniejsze i chyba najbardziej fotografowane perełki sztuki baroku.
Kościół San Francisco all`Immacolata,



za nim katedra Basilica Minore di San Nicolo (jej wizerunek zdobi wszystkie pocztówki),







a naprzeciwko stoi Palazzo Ducezo, pałac zbudowany w 1748 r. - obecnie siedziba Urzędu Miasta.



Idąc dalej: fontanna d`Ercole



i naprzeciwko Teatro Comunale



No ładnie to wszystko wygląda, bardzo klimatycznie, ale zaczyna trochę padać deszcz i wchodzimy do kościoła, do tego najsłynniejszego z charakterystycznymi schodami. W roku 1996 zawaliła się kopuła katedry a renowacja trwała 10 lat.
Trochę zrobiliśmy się głodni więc szukamy jakiejś knajpki. Zima jest fajna na zwiedzanie – nie ma ludzi, jest cisza, spokój i dużo przestrzeni. Ale jest problem z jedzeniem, (przynajmniej w Noto) jedyne otwarte miejsce to niewielka trattoria przy Ratuszu. Musimy się zadowolić pizzą i o 16.00 delikatnie zostajemy wyproszeni bo... zamykają hehe. W pośpiechu dojadamy i stwierdzamy, że wystarczy już nam spacerów po Noto. Ale że do odjazdu pociągu zostają nam 2 godziny, decydujemy się na autobus. Z przerażeniem stwierdzam, że odjeżdża za 12 minut (a przystanek na drugim końcu miasta!) Nie wiem jak to zrobiliśmy, ale biegnąc – właściwie w ciemno – zdążyliśmy na ten autobus i po 18.00 byliśmy z powrotem w Katanii.

SYRAKUZY

Następny dzień to niebo pełne słońca i decyzja, że jedziemy do miasta Archimedesa – Syrakuz.



Miasto jak miasto, ale to, co przyciąga tu rzesze turystów to Wyspa Ortigia i Park Archeologiczny.
Na Ortygię docieramy jednym z dwóch mostów łączącym ją ze stałym lądem – Ponte Umbertino.



Kawałek za mostem, idąc dalej prosto, dociera się do świątyni Apollina.



To jeden z najważniejszych zabytków miasta, pochodzi z VI w p.n.e., jednak do czasów obecnych niewiele z niego zostało. Niema się czemu dziwić bo na przestrzeni wieków świątynia pełniła kilka funkcji i dość burzliwe losy ją spotykały: była m.in. kościołem w czasach bizantyjskich, meczetem za panowania Arabów, a nawet pełniła funkcję koszar w czasach hiszpańskich.
Oprócz wszystkich wspaniałych zabytków historycznych i architektonicznych jakie ma do zaoferowania miasto, najlepiej po prostu zgubić się w małych, klimatycznych uliczkach Ortygii.



Zgubić, a potem odnaleźć, na przykład na samym końcu wyspy, z pięknym widokiem na Morze Jońskie.







Z innych dość interesujących miejscówek to Plac Archimedesa z fontanną Artemidy w samym jego środku. To na tym placu Archimedes wypowiedział swoje słynne „Eureka!”
Dalej Piazza Duomo ze świątynią Ateny i katedra. My, błądząc nieśpiesznie pośród uliczek, docieramy do niewielkiego placyku tzw. Źródła Aretuzy. Pomimo, że źródełko znajduje się przy samym morzu, tryska z niego słodka woda i rośnie tam trzcina papirusowa.







Na Park Archeologiczny, który znajduje się poza wyspą nie starczyło nam czasu. Tzn zostało nam 15 minut do zamknięcia i jedynie przeszliśmy się przez park, a tam znaleźliśmy takie cuda…





TAORMINA

Takie perełki zostawiamy na koniec… Choć prawdę mówiąc miałam małe obawy, bo ostatnim razem jak tu byłam zobaczyłam tylko bramę miasta (Porta Messina) i to zza szyby samochodu. Ale to był szczyt sezonu, w dodatku odbywał się tu festiwal filmowy, no po prostu nie było gdzie auta zaparkować… ;-) Głupia wymówka – wiem, dlatego tym razem Taormina była głównym celem. Choćby miały się odbywać dwa różne festiwale jednocześnie, gdyby lało albo pioruny strzelały – chciałam tu być.
Na szczęście pogoda była wymarzona, turystów jak na lekarstwo i całkiem miło spędziliśmy dzień. Taormina jest uznawana za najpiękniejszą miejscowość na Sycylii a świadczy o tym fakt, że w swoich dziełach zachwycali się nią sam Goethe, Guy de Maupassant czy Jarosław Iwaszkiewicz.
Na pewno coś, co ją wyróżnia spośród innych miast to bardzo malownicze położenie, na wzgórzu Monte Tauro na wysokości ok. 200 m n.p.m., z bajkowym widokiem na Etnę, morze i okoliczne wzgórza.



Dotrzeć tu można (oprócz samochodu oczywiście) na 2 sposoby: autobusem albo pociągiem. My polecamy autobus, bo przystanek końcowy jest na górze, niedaleko bramy Porta Messina. Pociąg zatrzymuje się w dolnej części miasta i trzeba dreptać jakieś 2 km pod górę lub złapać autobus – co poza sezonem nie jest takie oczywiste i proste.
My prosto z przystanku uderzamy do największego zabytku miasta – antycznego teatru greckiego. Wstęp kosztuje 10 euro ale ta „dyszka” to nic w porównaniu do tego, jakie widoki mamy z ostatniego rzędu ;-)







Teatr został zbudowany w III w p.n.e. przez Greków i był o wiele mniejszy niż to co teraz możemy oglądać. Rzymianie go przerobili (a rozpoznać to można po dobudowanych czerwonych cegłach) tak, żeby mógł pomieścić nawet do 20 tyś. widzów. Prawdopodobnie był używany jako arena do walk gladiatorów. Robimy pierdylion zdjęć z każdej strony, pod różnym kątem (no tak, selfie z Etną musi być) i idziemy do miasta.
Raczej nie sposób się tu zgubić. Przez miasto biegnie jedna główna ulica Corso Umberto, przy której znajdują się najciekawsze zabytki, trattorie i mnóstwo sklepów – głównie dla turystów. Ulica ma ok. 800 m i rozpoczyna się wcześniej wspomnianą bramą Porta Messina a kończy na Placu przy Porta Catania. Po drodze przystajemy na Placu Badia, którego ozdobą jest Pałac Corvaja (teraz mieści się tam punkt informacji turystycznej), a tuż za nim kościół św. Katarzyny Aleksandryjskiej.



Kawałek dalej docieramy do Placu IX Kwietnia z dość dużym tarasem widokowym. Na placu znajduje się kościół San Giuseppe i wieża z zegarem – Torre dell`Orologio. I ciekawostka: na szczycie tej wieży jest kamera przez którą na skylinewebcams można śledzić na bieżąco co się dzieje na placu. Można na przykład zadzwonić do mamy i jej pomachać – a jak :-)





Idąc dalej dociera się do Placu Katedralnego (Piazza del Duomo) z XIII-wieczną Katedrą św Mikołaja i barokową fontanną.







I to właściwie już koniec. Przez bramę Porta Catania wychodzi się ze ścisłego centrum. Można jeszcze przysiąść na cappuccino w barze Carpe Diem tuż za bramą…
Postanowiliśmy zjechać do dolnej części miasta, żeby dojść na plażę i tzw Bella Isola. W tym celu zmierzamy do stacji kolejki, która znajduje się pomiędzy przystankiem autobusowym a Porta Messina. Bilet w jedną stronę kosztuje 3 euro. Plaża kamienista i trochę wietrznie się zrobiło, w końcu to luty, ale za to żywej duszy na niej nie ma. Nie chcę wiedzieć co tu się dzieje w sierpniu…







KATANIA
Ostatni dzień zostawiliśmy sobie na Katanię. Jak już wcześniej wspomniałam nocujemy na via Etnea, praktycznie w samym centrum, stąd blisko jest do najważniejszych zabytków. Pierwszy po drodze jest plac Stesicoro, na którym znajduje się amfiteatr rzymski z II w n.e..



Właściwie powinnam napisać „pod” nim, bo rzeczywiście ruiny znajdują się pod poziomem ulicy, a odkryty jest jedynie mały fragment całej budowli. Kawałek dalej Piazza Universita z uniwersytetem o ciekawej fasadzie. I w końcu docieramy do najważniejszego punktu miasta – Placu Katedralnego. (Piazza Duomo). Tutaj króluje Katedra św. Agaty a na samym środku placu stoi Fontanna ze słoniem z lawy wulkanicznej, z egipskim obeliskiem na grzbiecie.





To symbol Katanii, który ma chronić miasto przed wybuchem Etny. Tuż obok znajduje się kolejna fontanna – XIX-wieczna Fontanna dell`Amenano, połączona z rzeką Amenano, przepływającą pod miastem. Zaraz za fontanną sprytnie schowany jesy mały placyk, na którym do południa odbywa się najsłynniejszy w Katanii targ rybny – La Pescheria.



Na Piazza Duomo, oprócz tabunów ludzi przemieszczających się w te i z powrotem, jest jeszcze przystanek autobusowy, na którym zatrzymuje się co najmniej kilka linii – choć miejsce zupełnie na to nie wygląda… Ja polecam spojrzeć na Piazza Duomo z góry, zresztą nie tylko na plac, na port, morze, dachy, kopuły kościołów i oczywiście Etnę.
Wystarczy wejść do kościoła Opactwa św. Agaty,



kupić bilet za 4 euro i wjechać windą na kopułę. Stamtąd całe miasto widać jak na dłoni.





Z innych miejsc, w które dotarliśmy tego dnia to:
1) niezwykle klimatyczna ulica via Crociferi, bardzo cicha, wyłączona z ruchu kołowego. Znajdują się przy niej same kościoły i kilka kafejek.





2) jeszcze jeden teatr rzymski i Odeon. Wstęp kosztował 6 euro – odpuściliśmy. Nie mniej trzeba przyznać, że położenie starożytnego teatru na tle dość współczesnych budynków robi wrażenie. Prawie jak w Rzymie ;-) Za teatrem, po przeciwległej stronie ulicy znajdują się termy rzymskie, które poniekąd konstrukcyjnie przypominają rzymski Panteon.



3) zamek Ursino z XIII w. Dziś mieści się w nim muzeum, ale muszę przyznać, że zaciekawiła mnie jego historia, dlatego też podeszliśmy zobaczyć jak wygląda. Otóż jest to jedna z nielicznych budowli, która przetrwała silne trzęsienie ziemi w 1693r. Początkowo zamek pełnił funkcje obronne, później był więzieniem. Ale najciekawsze jest to, że pierwotnie stał na klifie nad brzegiem morza. W wyniku wielu trzęsień ziemi i erupcji wulkanu przesunął się o jakiś kilometr w głąb lądu(!). Żeby tego było mało, lawa z Etny częściowo zalała fosę zamku. Dziś stoi on właściwie w środku miasta otoczony budynkami mieszkalnymi.



4) ogrody Belliniego – dość duży park, w którym można odetchnąć trochę od zgiełku miasta





Wędrując przez miasto kuszą wszechobecne kafejki, a my oczywiście ulegamy tym pokusom. Niezliczone ilości wypitych po drodze espresso i cappuccino – tylko we Włoszech mają ten swój niepowtarzalny smak. Do tego typowe sycylijskie cannoli i cycki św. Agaty (których zwłaszcza teraz, przy obchodach święta męczenniczki jest wszędzie pełno)



i arancini – w którym zakochałam się będąc tu 2 lata temu. No więc dużo chodzimy, potem się obżeramy, potem znowu chodzimy i tak kilka razy :)
Ale jeśli chodzi o arancini to jednak na wschodzie wyspy smakują inaczej… jakoś ich smak tutaj nie zachwycił mnie tak bardzo jak w Trapani.
Generalnie muszę przyznać, że Katania w moim odczuciu, bardzo jest podobna do Neapolu. To oczywiście moje, czysto subiektywne wrażenia.



Być może to wygląd miasta, ciemne, szarawe budynki, z większości których tynk odpada i wszechobecne śmieci… A może to, że przecież nad Neapolem góruje Wezuwiusz a nad Katanią Etna sprawia, że widzę takie podobieństwo.
Jedno jest pewne: Sycylia nawet poza sezonem jest spoko.

Dodaj Komentarz